DWIE ŻYŁY w skałach
Lina podwójna przysparza wiele pożytków w czasie wspinania, to jasne, zwłaszcza w górach. Umożliwia dwa razy dłuższe zjazdy niż lina pojedyncza, która złożona na pół, jakoś się nieprzyjemnie skraca; lepiej minąć stanowisko zjazdowe, niż do niego nie dojechać. W tzw. kruchym terenie rozdzielanie żył zmniejsza ryzyko przecięcia całej liny przez kamień (zdarza się, że całkiem duży, czasem baaardzo duży), który możemy sami strącić w dół. Jeśli kluczymy na wyciągu w poszukiwaniu właściwej drogi, haków, miejsc na punkty asekuracyjne, łażąc w prawo, w lewo, w prawo itd, i jesteśmy już 50m od stanowiska, to wcześniejsze rozdzielenie żył, być może pozwoli uniknąć „słonia” i dojście do stanowiska, bez zjadliwych: „luuuuzzzz kurgrrrhh…waaaa!!!” i ściągnięcia uprzęży z tyłka, gdy stanowisko jest na wyciągnięcie ręki. Idąc jakąś większą ścianą niż gleba-stan-gleba, dopóki nie przejdziemy wysokości większej niż lina podwójna rozciągnięta wzdłuż – możemy związać obie żyły i zjechać od razu na dół (np. 120m!), oczywiście robiąc przepinkę, albo – opuścić partnera ze skasowaną nogą lub ręką (lub obiema? ;)) wprost na ziemię i jeśli to zrobimy za pomocą półwyblinki, z węzłem nie będzie żadnego kłopotu (jeśli wiemy, jak mu pomóc przejść przez karabinek).
Wspinając się z liną podwójną trudną drogą, możemy każdą wpinkę robić na zmianę, wyciągając luz raz na jednej, raz na drugiej żyle. Ale teraz nie po to, by rozdzielać ich bieg, tylko po to, by potencjalny lot był krótszy. Zadziała to, o ile partner wprawnie operuje obiema żyłami i trzymając cały czas obie żyły w ręce blokującej – faktycznie wydaje luz na jednej żyle, a na drugiej nie.
Przyjęło się, że linę podwójną używa się w górach, a pojedynczą w skałach. Na fotkach z ekstremalnie szybkich przejść dużych ścian często widać linę pojedynczą – jest lżejsza, łatwiej się nią operuje, więc sprint w ścianie jest łatwiejszy, jak i większość operacji sprzętowych stosowanych w czasie takich przejść.
Rzadziej jest odwrotnie – lina podwójna w skałach (jednowyciągowych) to nieczęsty widok. I z reguły faktycznie nie jest tam potrzebna. Chyba że, mamy ochotę wspinać się na własnej asekuracji – wówczas wszystkie wymienione korzyści liny podwójnej mają dodatkowo większe znaczenie. Po pierwsze: wspinany się nisko nad glebą i nie chcemy mieć z nią szybko do czynienia – wyciąganie mniejszej ilości luzu na linie (raz jedną żyłą, raz drugą) jak najbardziej w tym pomaga. Po drugie, zakładając własne przeloty (rocksy, friendy, itp.), mniej lub bardziej ryzykujemy, że je sobie sami wyrwiemy w czasie odpadnięcia. Mniej wtedy, gdy skała jest twarda (granit), a rysa ma idealny kształt, zwęża się i mamy do niej idealnie pasujące rozmiary kości. Ryzykujemy bardziej wówczas – gdy na przykład jest to miękki wapień, z rysami o nierównych krawędziach i wymytymi ściankami wewnątrz rysy – gwałtownie i mocno obciążony friend i kostka mogą „przepłynąć” przez rysę, czyli po prostu ściąć miękką skałę. I tu wracamy do liny podwójnej – oddzielnie powpinane żyły powodują, że obciążenie (uderzenie) w czasie lotu rozkłada się na obie żyły – oczywiście nie równomiernie, ale być może wystarczająco, by nie wyrwać ratującego od gleby przelotu – a przecież o to chodzi, jeżeli już lecimy w dół, idąc na “własnej”. Im trudniejsza dla nas droga lub/i bardziej ryzykowne przejście na własnej asekuracji (słabe przeloty) tym większy sens ma użycie liny podwójnej.